Harry był rozsierdzony. Miotał się z kąta w kąt nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Ostatnie wydarzenia w Hogwarcie były jakąś kpiną. Zamiast szukać zwolenników Voldemorta, musiał uczestniczyć w jakimś kabarecie. Syriusz biegał za jakąś obrażoną babą, która na całe nieszczęście była jego siostrą. Jak jego ojciec mógł spłodzić takie rozemocjonowane coś? Ginny taka nie była. Do tego jakaś kontrola z Ministerstwa, chociaż o tym Dorhoodzie nie słyszał. Może jakiś młodzik? O dziwo Harry nie był wszechwiedzący i wszystkich nie znał. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce.
Jakąś godzinę później siedział przy stole jadalni. On i Sara. Chyba od dawna nie byli w takiej sytuacji. Prawie ze sobą nie rozmawiali. Tylko kilka razy. Kiedy Harry się dowiedział że należała do jego rodziny. Ona nie drążyła tematów. Zawsze zdawała się być wycofana, stała gdzieś z boku, nie interesowała się. Rodziną byli tylko ze względu na geny ojca, nie łączyła ich żadna więź. Zapraszali się jedynie na ważniejsze wydarzenia rodzinne. Wysłał jej zaproszenie na ślub z Ginny, na którym o dziwo się pojawiła. Kilka razy posłali sobie okolicznościowe kartki. Sara go nienawidziła, on uważał ją za dziwaczkę.
Przyglądał się uważnie siostrze. Siedziała jakaś taka nijaka - jak zawsze. Na litość, uczesałaby się. Chociaż chyba po Jamesie otrzymali tendencje do wiecznego nieładu na głowie, ale ona była kobietą i mogła po prostu wyglądać ładnie. Oczy spuchnięte - chyba płakała. Jego poruszały jedynie łzy Molly, Ginny, Hermiony i Lily.
- Odwal się proszę od mojej rodziny. - zaczął skoro panowała taka cisza przerywana jedynie pociągnięciami nosa dziewczyny. Uniosła ku niemu szare oczy. Szczerze zdziwiona, jak i zobojętniała. Rozchyliła lekko wargi jakby chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Jednak po chwili zmusiła się do wyrzucenia z siebie czegokolwiek.
- Nie zamierzam nawet się do niej zbliżać. - zemła w ustach brzydki komentarz, który chciała dodać, a który był na poziomie mugolskiego gimnazjum. Harry zacackał i pokręcił głową.
- Przez ciebie Syriusz zaczął się zachowywać jak jakiś... - prychnął niezadowolony. Odchylił się na krześle do tyłu. Sara w myślach modliła się, żeby wyrżnął do tyłu i uderzył się w ten pusty łeb. Nic mu się nie stanie, bo gorzej być nie może.
- Do jasnej cholery! - mężczyzna podskoczył, kiedy jego siostra walnęła pięścią w blat. Kilkoro uczniów, którzy siedzieli w tej pustej jadalni odwróciło się w kierunku tej rodzajowej scenki.
- Skończ go traktować jak nie wiem... niewolnika! To nie jest służka mości pana Pottera tylko dorosły mężczyzna który powinien mieć własne życie! Uwiązałeś go na smyczy jak psa! - wściekłość biła z jej oczu. Zwykle zbytnio nie okazywała uczuć, była opanowana i potrafiła się powstrzymać. Ale teraz czara goryczy została przelana. Oddychała ciężko, wpatrując się w oczy brata. Takie... bez wyrazu, jak u obrażonego królewicza.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić. - sapnął cicho, tak żeby czyjeś długie uszy nie usłyszały treści rozmowy. Że musi się z nią użerać. Po co komu siostra?
- Tak, będę. Bo to idzie za daleko! Jesteś taki sam jak ojciec! - warknęła. Ona nie dbała zbytnio o dyskrecję. Dwóch mężczyzn, których kochała (przynajmniej w jakimś stopniu) ją oszukało. Życiowe problemy Pottera, który musiał odciąć pępowinę od Syriusza, nie stanowiły jej priorytetu.
- Nie dziwię się, że tata cię zostawił, bo jesteś nienormalna! - teraz on klupnął dlonią w stół. Ale dlaczego odpowiedziało mu klupnięcie od dołu? W jednej sekundzie wynurzyła się spod stołu czupryna Jamesa.
- Tato? - wielkie oczy wpatrywały się w Harry'ego.
- Saro? - kolejna para oczu wpatrywała się w dziewczynę.
Cyrk na kółkach.
Sara i Syriusz znaleźli sobie jakiś odosobniony pokoik. Konkretnie pokoik Sary, jak zwykle. Milczeli chyba godzinę, siedząc sobie obok siebie na łóżku. Żadne nie potrafiło z siebie wydobyć słowa, ani tym bardziej się poruszyć. Nawet oddech był taki ciężki i nieznośny. Gdyby tylko można było przestać oddychać, na pewno by to zrobili.
- Przepraszam - Black pozbierał potrzaskaną męską dumę do kupy i rozpoczął rozmowę. Wiedział, ze pewnie nic z tego nie będzie, Sara śmiertelnie się obrazi. I wcale nie będzie się jej dziwić.
- Black, ty mi tylko powiedz... no na prawdę musiałeś brać detektywa po to, żeby się dowiedzieć kim jestem? - dla Sary to wszystko weszło w absurd. Co Syriusz miał w głowie? Zachowywał się jak szczeniak, jakby mentalnie zatrzymał się w czasach szkolnych i postanowił nie dorastać. Powinna była go zdzielić w twarz,
- Ja... głupio mi było... no... - pierwszy raz chyba nie potrafił sklecić zdania. Spojrzał z ukosa na dziewczynę. Wciąż miała wilgotne oczy.
- Mogłeś zapytać. - odparła mu głosem, który dusił w gardle płacz. Gdyby mógł cofnąć czas i mądrzejszym o kilka doświadczeń nie wynajmować Malcolma...
- Przecież byś mi nie powiedziała.
- No bo chyba nie myślałeś, że obcemu facetowi będę się spowiadać ze swoich relacji rodzinnych?! - była na niego zła. Ale... przecież Malcolm zrobił coś o wiele gorszego i jeszcze z nim będzie musiała się policzyć.
- Więcej tak nie rób. - burknęła niezadowolona. Chyba sobie weźmie kilka dni urlopu bo zwariuje. Jeszcze z przedstawieniem na karku, które teraz było ostatnim co chciała robić. No i James wszystko słyszał.
- Nie gniewasz się?! - zawołał Black, a gdyby był właśnie pod postacią psa, jego ogon latał by we wszystkie strony.
- Póki co się wynoś. - warknęła. Wyszedł.
Czyli już się nie gniewała.
Generalnie to Malcolm nadawał się do Munga. I tam też trafił. Łapa nawet nie używał czarów. Wierzył Sarze, że niemagiczne rozwiązania są najprostsze i tak właśnie się stało. Dorhood skończył z prawdopodobnie połamanym nosem. Pojęcie Blacka przechodziło to, jak ktoś może tak perfidnie wykorzystać kobietę. Wiedział, że sam nabroił, ale przynajmniej nie poił jej ukradkiem miłosnymi eliksirami. Dobrze, że do niczego poważnego między nimi nie doszło, bo już zupełnie nie ręczyłby za swoje czyny.
Było mu źle z myślą, że w sumie to wszystko jego wina. Ale kiedy widział uśmiech Sary na widok czerwonej facjaty Malcolma to... to nawet mu oczko puściła! Tyle póki co do szczęścia mu starczyło.
Musieli wszyscy odpocząć. W końcu nazajutrz na pewno czekała ich rozmowa z McGonagall. Jej spojrzenie, które mordowało wszystko w zasięgu kilometra zwiastowało co najwyżej... więcej kłopotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz