Jak ona mogła? To był cios poniżej pasa! A do pomiota z kobietami!
Mniej więcej takie myśli towarzyszyły Syriuszowi, kiedy przemierzał zimne ulice Londynu. Było ponuro, typowa angielska pogoda. Właśnie przestał lać deszcz, a zapach mokrych liści wdzierał się w jego nozdrza.
On nie wytrzyma. Był już chyba zbyt stary na takie cyrki. Jednej nocy bal i prezenty, a nazajutrz każe spie... odwalić się. Kto zrozumie kobiety? Ich okresy? Wahania nastroju? N i k t. Bynajmniej nie mężczyzna. Nie rozumiał również tego, dlaczego Sara była tak cięta na Jamesa. Co on jej zrobił? Chodziło o tę głupią klamkę? Wątpił. No i jeszcze sprawa nazwiska. Jego wewnętrzna intuicja podpowiadała mu, że to nie jest jakaś zbieżność. Tylko że James, Rogacz, nie chwalił się nigdy tym, że ma jakąś kuzynkę, siostrę, czy cokolwiek innego.
Gdyby tylko znał prawdę, którą jego przyjaciel nie dzielił się ze światem...
Spojrzał na czarny mur. Jak to było? Ach. Raz, dwa i trzy, piąta w bok. Alohomora. Zaszurało, a mężczyzna zniknął w murze. Przejście, które się utworzyło poprowadziło do miłego pokoju, jak salon. Za biurkiem siedziała kobieta w ciasno splecionych włosach. Pióro samo zapisywało coś na papierze, ona poprawiała swój manicure.
Łapa wiedział, że tutaj znajdzie pomoc.
Minęło kilka długich dni od kłótni z Syriuszem. Ten się ani nie odzywał, ani nic. Sara, jak przystało na typową Puchonkę całe te dnie płakała. No może nie całe. Uczniowie co lekcję pisali jakieś sprawdziany z tematów poprzedzających bieżące lekcje. Snape też tak robił, więc McGonagall nie mogła jej niczego złego zarzucić. W końcu chciała, by pierwszacy mieli szeroką wiedzę, prawda? No więc właśnie.
A może Severusowi też ktoś złamał to osmolone serduszko?
Siedziała właśnie w swoim gabinecie. Segregowała jakieś liście w zielniku, które miała tym paszczakom jutro pokazać. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Nim zdążyła zareagować, do środka weszła McGonagall z jakimś mężczyzną. Dziewczyna od razu poderwała się z miejsca nie kryjąc zdumienia (i zaczerwienionych oczu).
- Pani Potter, to jest pan Dorhood. Reprezentuje Wydział Kontroli Ministerstwa Magii. W tym roku nasza szkoła przejdzie rutynową kontrolę bezpieczeństwa. Jak pewnie pani wie, jest ona obowiązkowa, odkąd Hogwart został odbudowany. A na spojówki polecam pójść do pani Pomfrey. - kobieta wyrecytowała, jakby Sara była dzieckiem, które niczego nie wiedziało. Uścisnęła dłoń mężczyzny. Był niewiele od niej wyższy, posiadał jasne włosy (od razu skojarzył jej się z Malfoyami!) i szare spojrzenie. Nawet był dość urodziwy, z lekkim zarostem. Uśmiechnął się do niej.
- Proszę oprowadzić pana Dorhooda po Hogwarcie, dobrze? Myślę, że jest pani do tego odpowiednią osobą. - powiedziała krótko i wyszła zostawiając młodych samych sobie.
Odpowiednią? No tak, damski odpowiednik Filcha.
Bolało ją wszystko, kiedy oprowadziła gołowąsa po szkole. Miała przygotować się do zajęć, a musiała odgrywać nianię. Prawie jak Syriusz! Rozzłoszczona aż uśmiechnęła się do siebie.
Chciała już udać się do siebie. Pokój przestał już być jej bezpieczną ostoją, bo zbyt dużo osób wtykało do niego nos. A niech oni wszyscy się odwalą.
- Czy może mi pani jeszcze pokazać... - z rozmyślań wygnał ją niski głos nowego dręczyciela. Odwróciła się do niego z uśmiechem pełnym grozy i nienawiści.
- Proszę pana - zaczęła lodowatym tonem, który zapewne przeszywał szpik kostny - z tego co się dowiedziałam, ma pan u nas gościć co najmniej miesiąc, aby poznać szkołę i jej funkcjonowanie. Na prawdę muszę zaprowadzić pana jeszcze raz do damskiej toalety dzisiaj, po trzech godzinach chodzenia? - wbiła w niego wzrok, który mordował, odzierał ze skóry, skalpował, kastrował i co tylko można było sobie zażyczyć.
Mężczyzna przypatrywał się jej chwilę zdziwiony, po czym odszedł. No to na pewno nakabluje dyrektorce.
Ale w końcu znalazła się w swoim pokoju. Za oknem było już ciemno. Odpaliła świecę położoną na stoliku i chciała nieco mocniej rozpalić ogień w kominku. Już miała machnąć różdżką...
- SYRIUSZ?
Tak. Jego gęba wyraźnie płonęła w ogniu. Usiadła od razu przed kominkiem i powstrzymała się przed włożeniem ręki w ogień.
- Saro... chciałem cię przeprosić. - wydusił z siebie. On? Przeprosić? Miał minę zbitego, o ironio, psa. Łobuza, który okropnie nabroił.
- Syriusz... ja ciebie też. Nie powinnam była się tak chamsko odzywać. - szepnęła, czując jak do oczu znów nachodzą jej łzy.
- Ej, ale nie becz!
- A ty mi nie rozkazuj!
Czyli wracają do formy.
- Saro... musisz mi coś wybaczyć...
Do uszu dziewczyny doszły jakieś hałasy z korytarza. Na bogów! Co znowu?!
- No wybaczyłam, muszę iść. - i wstała, nie zwarzajac na Syriusza, który wyraźnie chciał jej coś powiedzieć. Wyszła z pokoju. Zobaczyła tłum biegnących Gryfonek.
- Podobno Harry Potter jest w szkole! - piszczały jak opętane.
Tymczasem w głowie Sary kłębiło się jedno słowo. No może dwa.
Serio, ku..., serio?
![]() |
Nie mogłam się powstrzymać ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz