Martwe ciało Sary spoczywało w jego ramionach. Wył jak zraniony pies. Ukochana była teraz tylko pustą powłoką. Już nigdy się nie uśmiechnie, nie zamarudzi. Syriusz obiecał sobie, że dorwie tego, kto tak skrzywdził dziewczynę. Wiedział, że stał za tym jeden Śmierciożerca. I nie wiedzieć dlaczego, jego myśli krążyły w okół Malcolma.
Czuł, jak Sara od niego ucieka. Jej dusza wywija się z jego uścisku, by już nigdy się nie spotkać.
Serce kruszyło się na kawałki...

Jego serce również było pokruszone na kawałki, ale już wiedział, jak je posklejać...
Z piersi Syriusza wydał się głośny krzyk, kiedy Sara postanowiła się wykręcić z objęć i wstać z łóżka. Nie potrafiła zasnąć. Zbyt dużo myśli kłębiło się w jej głowie. Złapała się za serce wystraszona, bała się, że zrobiła coś nie tak. Zapaliła świecę i wpatrywała się w przerażoną twarz Blacka.
- Nic ci nie jest? - spytała cicho odgarniając z jego czoła kilka zlepionych kędziorków. Złapał ją nagle za dłoń i przyciągnął do siebie tak, że stykali się nosami. Patrzył w jej oczy. Ona zaś nie wiedziała co się dzieje. Czuła ciepły oddech, szybki i płytki.
- Nic. Zły sen. - odparł mężczyzna i usiadł w poplątanej pościeli. Otarł twarz w koszulę. Czuł się, jakby przeciągnięto go przez walec, jakby całą noc ktoś ciskał w niego crucio, jak wtedy, gdy Voldemort zabił Lily i Jamesa. Odetchnął z ulgą, kiedy poczuł puls dziewczyny, widział blask jej oczu, usłyszał oddech.
- Zrezygnuj z nauki tutaj, bo spisałaś się na straty. - burknął. Było mu wstyd, że widziała go w takim dziwnym stanie. Widział na jej twarzy zmieszanie, więc musiał znaleźć sposób, żeby zmienić temat, bo dziewczyna nie odpuści.
- Co? - tylko tyle i aż tyle wydało się z jej ust. O co mu do diaska znów chodzi?
- Znalazłaś sobie faceta, a która nauczycielka ma męża, chłopaka, albo cokolwiek? - wyszczerzył się. Sara zmarszczyła brwi. No w sumie... Czy nauczycielstwo w Hogwarcie wiązało się z wieczną samotnością? Prychnęła.
- A kto powiedział, że jesteś moim facetem? - odparła. Chwilę wpatrywali się sobie w oczy.
- Więc co się śniło?
- Saaaaaro..... - wydał z siebie jęk żałości.
Wszyscy siedzieli na jadalni, trwała pora śniadania. Młodsi uczniowie żywo dyskutowali a temat balu, z kolei starsi byli w stanie nieco bardziej wskazującym. Nie mówiąc o nauczycielach. Hagrida nie było w ogóle. Chodziły plotki, że z góry, jaka prowadziła do jego chatki, turlał się szturchany nosem Kła, bo sam nie był w stanie iść. I pies musiał go odprowadzić.
Jak zwykle fason trzymał Snape. Siedział wyprostowany, z pogardliwą miną. Szkoda, że była niedziela, bo miał ochotę całej szkole zrobić jakieś niespotykanie trudne egzaminy. To jest szkoła, a nie jakiś cyrk (chociaż kilkanaście ostatnich lat udowodniło, że ta nie do końca...).
Sara zauważyła jednego ze swoich uczniów, który przeciskał się w kierunku nauczycielskiego stołu. W dłoni niósł kielich pełen czegoś. Dziewczyna od razu wstała i podeszła do tego nieszczęśnika.
- Pani! To od pana Dorhooda. Powiedział, że doda energii bo ma pani siniaki pod oczyma. W sumie ma rację. - powiedział na jednym wydechu i wcisnął jej w dłonie kielich. Pachniał ładnie, bzem i miodem. Obejrzała się na Malcolma, który siedział na końcu stołu nauczycielskiego. Uniósł swój kielich i posłał jej szeroki uśmiech. Przewróciła oczyma.
- Dziękuję. Po pierwsze mógł dać mi sam. Po drugie minus jeden punkt dla Gryffindoru za nieodpowiednie podejście do kobiet. - poczochrała jasną czuprynę chłopaka i wróciła na miejsce. Upiła kilka łyków. Faktycznie od razu poczuła orzeźwienie. W sumie to Malcolm wcale nie był taki zły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz