Stuk, stuk, stuk…
Uporczywe stukanie w okno
wybudziło Sarę w środku nocy. Na początku nie do końca wiedziała
co się dzieje. Może zły sen? Nasłuchiwała dłuższą chwilę (a
tak przynajmniej jej się wydawało). Sekundy w nocy zawsze zdawały
się gonić długością godziny.
No, chyba się uspokoiło. Może
jakaś ćma? Zanurzyła się na powrót w pościeli i westchnęła
cicho zamykając oczy i próbując zasnąć.
Stuk, stuk…

Odkąd stanęła w oknie,
stuknięcia się uspokoiły. Przykleiła się do szyby, aby dostrzec
źródło pochodzenia Czy to jakiś żartowniś? Było w cholerę
ciemno, Hogwart rozwojowo nie doszedł jeszcze do posiadania latarni
na zewnątrz. Ciemno wszędzie…
Odsunęła się od okna. Nie do
końca wiedziała, czy może na powrót wrócić do łóżka.
Usłyszała za oknem jakiś hałas, jakiś krzyk. Znów przykleiła
nos do szyby. Nawet lekko ją uchyliła żeby lepiej słyszeć. Ziąb
wrześniowej nocy wdarł się do pokoiku i omiótł jej stopy i gołe
ramiona.
- Poszedł, poszedł stąd! -
wyraźnie teraz usłyszała wściekłego Filcha. Nie wiedziała kogo,
albo co pogonił. Przyłożyła kciuk do ust i lekko przygryzła.
Robiła tak od dziecka w chwilach, kiedy była sama i nie czuła się
pewnie. Chciała zapalić świecę i zostawić na resztę nocy, ale
jeżeli „napastnik” wróci, może zobaczyć, że jest w pokoju. A
tak będzie udawać, że jej tu nie ma. To na pewno był dobry plan.
Czasami marzyła o tym, by
wrzucić te rozwrzeszczane paszcze do kotła jak typowa wiedźma,
bądź do pieca niczym czarownica Jasia i Małgosię. Nie miała
tylko srogiej nadwagi, garbu, zielonkawej skóry, kurzajki na nosie.
Miała za to w szafie tiarę i czarną szatę. A nawet i miotłę.
Nic, tylko lecieć na Łysą Górę i straszyć w legendach.
Po prostu stała w ogólnym
rozgardiaszu sali lekcyjnej oczekując, że to wszystko samo się
uspokoi. Jasne. Samo się nic nie zrobi, co najwyżej pozabija. I
dlaczego z tą myślą nie mogła wniknąć w podłogę i się
asekurować?
Sonorus.
-
ZAMKNĄĆ SIĘ! - przystanęli. Spojrzeli. Usiedli. O to chodziło.
Zagryzła wargę niemal do krwi. Banda rozpieszczonych dzieciaków. I
wcale, absolutnie żadnym przypadkiem przy okazji tej myśli nie
patrzyła na Jamesa. Zaraz mu kręgosłup pęknie od tego garbu i
sposobu w jaki siedział. Miała ochotę trzepnąć go w potylicę,
ale obawiała się, że jaśnie Harry Potter, król świata magii
przybędzie z aferą. Albo Ginny. W sumie nie wiedziała co gorsze. W
sumie Syriusz by mógł skoro zajmował się dzieciakami.
Do szklarni miała z nimi udać
się w drugim semestrze. Nie mogli złapać się za rośliny póki
nie poznają podstawowych zasad teoretycznych. Aż dostała dreszczy,
kiedy wyobraziła sobie, jak znęcają się nad tymi biednymi
chaszczami.
- Nazywam się Sara Potter. -
cisza jak makiem zasiał. Wzrok uczniów motał się pomiędzy
dziewczyną a Jamesem. Zachować zimną krew i kontynuować.
-
Zwrócenie się do mnie per „Saro” lub „Potter” grozi
klęczeniem na strzelającym grochu. Przeszkadzanie podczas zajęć –
pięć okrążeń wokół Hogwartu. Przyda wam się. - odpowiedziała
nieco krytycznie. No i już
te szepty i pojawiający się rozgardiasz.
- Minus dziesięć punktów dla
Slytherinu i Gryffindoru. Co mówiłam o zachowaniu się podczas
zajęć? Otwórzcie podręczniki… -
Lekcja skończyła się nawet
dość szybko. Sara wciąż zastanawiała się, czy powinna zgłosić
gdzieś te nocne przygody. Postanowiła jednak się powstrzymać,
póki co. Pewnie jakiś złośliwiec chciał jej dokuczyć. Jeżeli
sytuacja się powtórzy, to dopiero zareaguje. Dobrze, że na dzisiaj
już skończyła. Mogła pójść do biblioteki i wszystko
przemyśleć.
Kraniec białej szaty nocnej
opadał delikatnie na podłogę, okalając bose stopy. Gołe ramiona
ocierała dłońmi. Nie było jej zimno, ale czuła jakieś dziwne
ciarki. Stała przy oknie pozwalając opadać na plecy ciemnym falom
włosów. Nie były czarne tak jak u Harrego. Brąz? Nigdy nie
potrafiła określić ich barwy.
Wypatrywała swojego
napastnika. Pusto, ciemno i cicho. Jedynie światło księżyca
delikatnie padało na trawę i wpływało do jej pokoju. Nie będzie
tak wiecznie czekać nie wiadomo na co. Ruszyła do łóżka
wskakując pod kołdrę.
Stuk, stuk…
Zielone
spojrzenie wbiła w sufit. Czy to był koszmar? Może jej się
przyśniło? Mag czy mugol, u każdego rozbudzony umysł pragnie
jeszcze zostać w świecie fantazji tworząc tym samym jakieś
koszmarne wyobrażenia. Paraliż zawładnął jej
ciałem, jakby przygniótł ją jakiś głaz.
Wycie.
Okropne wycie skrzywdzonego zwierzęcia. Nabrała powietrza i
odczekała chwilę niemal nie oddychając. Jedynie spuszczała z płuc
powietrze powolutku.
Saro
Potter! Nie bądź jak swój ojciec!
Ta
paskudna myśl przebiegała po jej głowie ilekroć czegoś się
bała. Zeskoczyła z łóżka i ubrała buty w których chodziła na
co dzień. Naciągnęła na siebie sweter i ubrała
płaszcz. Po cichutko wymknęła się z pokoju, zamknęła drzwi i
zeskakiwała po dwa schodki. Oby Filch się nie przyczepił. I oby
nie zobaczył jej żaden uczeń, bo cały autorytet jaki próbowała
zbudować wokół swojej osoby rozpadną się niczym Ministerstwo
Magii przed bitwą o Hogwart.
Otworzyła
boczne drzwi, które upiornie skrzypnęły. Już czuła na sobie
wzrok Pani Norris. No trudno. Wyszła na zewnątrz ściskając w
dłoni różdżkę. Czy rzucenie avadry w obronie koniecznej jest
karane? Mugole mają takie kwestie wyjaśnione, a tu do Azkabanu
można trafić za byle co, nie ważne że właśnie ktoś chciał
poderżnąć gardło.
Otrząsnęła
się z tego makabrycznego pomysłu i ostrożnie brnęła ścieżką.
Zbliżała się pod swoje okno. Nagle poczuła uścisk zaciskający
się od tyłu na jej ramieniu i dłoń zakrywającą jej usta. Serce
podeszło do gardła, kiedy ten ktoś ciągnął ją między drzewa
rosnące nieopodal.
Uścisk
zelżał, a ona odskoczyła od napastnika byle jak najdalej.
Odwróciła się.
Plask.
- Czy ty jesteś normalny?! -
wycedziła nie chcąc zbudzić całego Hogwartu krzykiem. Syriusz w
tym czasie głaskał się po pulsującym policzku.
- Chciałem cię zaprosić do
Hogsmade. Dzisiaj gra jakaś kapela ze Szkocji. Potańcówka…. -
kontynuował, jakby nic się nie stało. No chyba ją rozsadzi.
- Black! Istnieją kominki! I
sowy!
- Ale… odwróciłabyś się
tyłkiem i poszła spać albo znęcać się nad Jamesem. -
naburmuszył się jak obrażony chomik. Brak jej było słów.
- Jak ja wyglądam? To jest
koszula n o c n a. - przeliterowała ostatnie. Nie miała czasu iść
się szykować na zabawę. Poza tym drugie magiczne słowo: t a n i e
c. Chyba już wolała zmierzyć się z gromadą dementorów.
- Tak myślałem. Przyjmiesz
ten drobny upominek? - podał jej paczuszkę. Odwinęła skraj
papieru. Pod nim jawiła się delikatna, szmaragdowa sukienka. Oczy
jej zabłyszczały. On oszalał?
- Syriusz!
- Tak Saro? - poczuła jak jego dłoń wpełzła na jej łopatkę.
Tam jest swoboda,
Horyzont to niewoli kres.
Tam jest mój cel,
Gdzie prawdziwy cud możliwy
jest...
Taniec wampirów - Tam jest swoboda
Co ten Syriusz?! #TypowySamiec myśli, że kiecą załatwi sprawę. Choć, musimy przyznać, lubimy takich facetów :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, czy Sara da się wyrwać na nocny dansing :D