czwartek, 9 lutego 2017

3. Tam jest swoboda...

Stuk, stuk, stuk…

Uporczywe stukanie w okno wybudziło Sarę w środku nocy. Na początku nie do końca wiedziała co się dzieje. Może zły sen? Nasłuchiwała dłuższą chwilę (a tak przynajmniej jej się wydawało). Sekundy w nocy zawsze zdawały się gonić długością godziny.
No, chyba się uspokoiło. Może jakaś ćma? Zanurzyła się na powrót w pościeli i westchnęła cicho zamykając oczy i próbując zasnąć.

Stuk, stuk…

Dość tego! Odrzuciła kołdrę w bok, nałożyła na bose stopy pantofle i podeszła do okna, od którego szybko odskoczyła, kiedy coś uderzyło w szybę. Serce załomotało, ale opanowała chęć pobiegnięcia do gabinetu Snape'a – pierwszego mężczyzny o jakim pomyślała. Nie wyobrażała sobie, że Flitwick sięgający zaledwie do bioder obroni ją przed napastnikiem, zaś do Hagrida musiałaby przebiec podwórzem. O nie, nie.

Odkąd stanęła w oknie, stuknięcia się uspokoiły. Przykleiła się do szyby, aby dostrzec źródło pochodzenia Czy to jakiś żartowniś? Było w cholerę ciemno, Hogwart rozwojowo nie doszedł jeszcze do posiadania latarni na zewnątrz. Ciemno wszędzie…

Odsunęła się od okna. Nie do końca wiedziała, czy może na powrót wrócić do łóżka. Usłyszała za oknem jakiś hałas, jakiś krzyk. Znów przykleiła nos do szyby. Nawet lekko ją uchyliła żeby lepiej słyszeć. Ziąb wrześniowej nocy wdarł się do pokoiku i omiótł jej stopy i gołe ramiona.

- Poszedł, poszedł stąd! - wyraźnie teraz usłyszała wściekłego Filcha. Nie wiedziała kogo, albo co pogonił. Przyłożyła kciuk do ust i lekko przygryzła. Robiła tak od dziecka w chwilach, kiedy była sama i nie czuła się pewnie. Chciała zapalić świecę i zostawić na resztę nocy, ale jeżeli „napastnik” wróci, może zobaczyć, że jest w pokoju. A tak będzie udawać, że jej tu nie ma. To na pewno był dobry plan.




Czasami marzyła o tym, by wrzucić te rozwrzeszczane paszcze do kotła jak typowa wiedźma, bądź do pieca niczym czarownica Jasia i Małgosię. Nie miała tylko srogiej nadwagi, garbu, zielonkawej skóry, kurzajki na nosie. Miała za to w szafie tiarę i czarną szatę. A nawet i miotłę. Nic, tylko lecieć na Łysą Górę i straszyć w legendach.

Po prostu stała w ogólnym rozgardiaszu sali lekcyjnej oczekując, że to wszystko samo się uspokoi. Jasne. Samo się nic nie zrobi, co najwyżej pozabija. I dlaczego z tą myślą nie mogła wniknąć w podłogę i się asekurować?

Sonorus.

- ZAMKNĄĆ SIĘ! - przystanęli. Spojrzeli. Usiedli. O to chodziło. Zagryzła wargę niemal do krwi. Banda rozpieszczonych dzieciaków. I wcale, absolutnie żadnym przypadkiem przy okazji tej myśli nie patrzyła na Jamesa. Zaraz mu kręgosłup pęknie od tego garbu i sposobu w jaki siedział. Miała ochotę trzepnąć go w potylicę, ale obawiała się, że jaśnie Harry Potter, król świata magii przybędzie z aferą. Albo Ginny. W sumie nie wiedziała co gorsze. W sumie Syriusz by mógł skoro zajmował się dzieciakami.

Do szklarni miała z nimi udać się w drugim semestrze. Nie mogli złapać się za rośliny póki nie poznają podstawowych zasad teoretycznych. Aż dostała dreszczy, kiedy wyobraziła sobie, jak znęcają się nad tymi biednymi chaszczami.

- Nazywam się Sara Potter. - cisza jak makiem zasiał. Wzrok uczniów motał się pomiędzy dziewczyną a Jamesem. Zachować zimną krew i kontynuować.
- Zwrócenie się do mnie per „Saro” lub „Potter” grozi klęczeniem na strzelającym grochu. Przeszkadzanie podczas zajęć – pięć okrążeń wokół Hogwartu. Przyda wam się. - odpowiedziała nieco krytycznie. No i już te szepty i pojawiający się rozgardiasz.
- Minus dziesięć punktów dla Slytherinu i Gryffindoru. Co mówiłam o zachowaniu się podczas zajęć? Otwórzcie podręczniki… -

Lekcja skończyła się nawet dość szybko. Sara wciąż zastanawiała się, czy powinna zgłosić gdzieś te nocne przygody. Postanowiła jednak się powstrzymać, póki co. Pewnie jakiś złośliwiec chciał jej dokuczyć. Jeżeli sytuacja się powtórzy, to dopiero zareaguje. Dobrze, że na dzisiaj już skończyła. Mogła pójść do biblioteki i wszystko przemyśleć.


Kraniec białej szaty nocnej opadał delikatnie na podłogę, okalając bose stopy. Gołe ramiona ocierała dłońmi. Nie było jej zimno, ale czuła jakieś dziwne ciarki. Stała przy oknie pozwalając opadać na plecy ciemnym falom włosów. Nie były czarne tak jak u Harrego. Brąz? Nigdy nie potrafiła określić ich barwy.

Wypatrywała swojego napastnika. Pusto, ciemno i cicho. Jedynie światło księżyca delikatnie padało na trawę i wpływało do jej pokoju. Nie będzie tak wiecznie czekać nie wiadomo na co. Ruszyła do łóżka wskakując pod kołdrę.


Stuk, stuk…

Zielone spojrzenie wbiła w sufit. Czy to był koszmar? Może jej się przyśniło? Mag czy mugol, u każdego rozbudzony umysł pragnie jeszcze zostać w świecie fantazji tworząc tym samym jakieś koszmarne wyobrażenia. Paraliż zawładnął jej ciałem, jakby przygniótł ją jakiś głaz.

Wycie. Okropne wycie skrzywdzonego zwierzęcia. Nabrała powietrza i odczekała chwilę niemal nie oddychając. Jedynie spuszczała z płuc powietrze powolutku.
Saro Potter! Nie bądź jak swój ojciec!
Ta paskudna myśl przebiegała po jej głowie ilekroć czegoś się bała. Zeskoczyła z łóżka i ubrała buty w których chodziła na co dzień. Naciągnęła na siebie sweter i ubrała płaszcz. Po cichutko wymknęła się z pokoju, zamknęła drzwi i zeskakiwała po dwa schodki. Oby Filch się nie przyczepił. I oby nie zobaczył jej żaden uczeń, bo cały autorytet jaki próbowała zbudować wokół swojej osoby rozpadną się niczym Ministerstwo Magii przed bitwą o Hogwart.

Otworzyła boczne drzwi, które upiornie skrzypnęły. Już czuła na sobie wzrok Pani Norris. No trudno. Wyszła na zewnątrz ściskając w dłoni różdżkę. Czy rzucenie avadry w obronie koniecznej jest karane? Mugole mają takie kwestie wyjaśnione, a tu do Azkabanu można trafić za byle co, nie ważne że właśnie ktoś chciał poderżnąć gardło.

Otrząsnęła się z tego makabrycznego pomysłu i ostrożnie brnęła ścieżką. Zbliżała się pod swoje okno. Nagle poczuła uścisk zaciskający się od tyłu na jej ramieniu i dłoń zakrywającą jej usta. Serce podeszło do gardła, kiedy ten ktoś ciągnął ją między drzewa rosnące nieopodal.

Uścisk zelżał, a ona odskoczyła od napastnika byle jak najdalej. Odwróciła się.

Plask.

- Czy ty jesteś normalny?! - wycedziła nie chcąc zbudzić całego Hogwartu krzykiem. Syriusz w tym czasie głaskał się po pulsującym policzku.
- Chciałem cię zaprosić do Hogsmade. Dzisiaj gra jakaś kapela ze Szkocji. Potańcówka…. - kontynuował, jakby nic się nie stało. No chyba ją rozsadzi.
- Black! Istnieją kominki! I sowy!
- Ale… odwróciłabyś się tyłkiem i poszła spać albo znęcać się nad Jamesem. - naburmuszył się jak obrażony chomik. Brak jej było słów.
- Jak ja wyglądam? To jest koszula n o c n a. - przeliterowała ostatnie. Nie miała czasu iść się szykować na zabawę. Poza tym drugie magiczne słowo: t a n i e c. Chyba już wolała zmierzyć się z gromadą dementorów.
- Tak myślałem. Przyjmiesz ten drobny upominek? - podał jej paczuszkę. Odwinęła skraj papieru. Pod nim jawiła się delikatna, szmaragdowa sukienka. Oczy jej zabłyszczały. On oszalał?
- Syriusz!
- Tak Saro? - poczuła jak jego dłoń wpełzła na jej łopatkę.




Tam jest swoboda,
Horyzont to niewoli kres.
Tam jest mój cel,
Gdzie prawdziwy cud możliwy jest...
Taniec wampirów - Tam jest swoboda

1 komentarz:

  1. Co ten Syriusz?! #TypowySamiec myśli, że kiecą załatwi sprawę. Choć, musimy przyznać, lubimy takich facetów :D

    Ciekawi mnie, czy Sara da się wyrwać na nocny dansing :D

    OdpowiedzUsuń